Obserwatorzy

czwartek, 29 września 2011

Życzenia, kartki, kwiaty, prezenty i....zachody słońca w Choszcznie

Przypuszczm, że niedługo ktoś mnie zastrzeli, albpo w inny sposób pozbawi życia - bo robię się niesłowna! Nie odpowiadam nawet na komentarze - a swoich to już całkiem u Was nie piszę. O cierpliwość i wybaczenie proszę. Kiedyś sie poprawię - mam póki co takie przeświadczenie. 
A teraz bajeczny zachód słońca z mojego okna - bez poprawiania kolorów!








Powyżej - zachód słońca odbity w szybie...

Ta karteczka jest od Irenki  St. - a życzenia...miodzio!




Podziękowania i serdecznosci dla wszystkich, którzy o mnie ciągle jeszcze pamietają i tu zaglądają. 


Tak sie nazywa moje nowe opowiadanie i na razie jest część pierwsza, a spodziewam się, że bedą przynajmniej cztery. 

czwartek, 22 września 2011

Zły dzień.

To jest mój mąż.









A na tym zdjęciu jesteśmy razem.
Mąż miał wczoraj zły dzień.A skupiło się na mnie.
Za karę pokazuję go na blogu, niech ma!
Żartuję. Już mi przeszło, tylko jeszcze ciągle jestem bardzo zmęczona.

Otóż mój mąż jednego dnia zebrał wszystek winogron z działki. Nie licząc tego, co rozdaliśmy i zjedliśmy - ciągle było kilka naczyń wypełnionych kiściami winogron. I ja to wczoraj osobiście pomyłam, obrałam z gałązek, przepuściłam prze sokownik - 15 litrów soku.Na koniec ręce nie chciały mi odrywać jagódek... A mój mąż pyta mnie, czemu od razu do słoików nie robię. - A gdzie ty tu widzisz słoiki??? - powinnam ryknąć, a tylko zaszemrałam łagodnie, bo sił już brakło...- To czemu nie powiedziałaś, że są potrzebne słoiki?
Mój kochaniutki mąż nie wiedział, że do soków potrzebne są słoiki...
Nigdy nie robiłam soków do garnka, ale może i dobrze się stało, bo gdyby on te słoiki wczoraj, to zamiast koniec około  19., byłby za dwie godziny później.
Oczywiście "polazłam" później jeszcze na FB, ale nawet nie miałam siły pisać, tylko sie pogapiłam, poczytałam i tyle. A dziś znów muszę wracać do soków. Słoiki nadal nie gotowe....Tymczasem cała jestem połamana po wczorajszym...

Ten zły dzień męża :
Poprosiłam, by przestawił mi ciężką patelnie z zawartością na palnik z tyłu. Ale jakoś zapomniał podpalić pod nią gaz.A ja zauważyłam to półtora godziny później, gdy chciałam uszlachetnić mój gulasz i zakończyć jego gotowanie... No. To by było na tyle - obiad opóźniony o półtora godziny, dobrze, że zupę ugotowałam na czas.
Chyba to jednak był mój zły dzień...z przeniesieniem na dzień dzisiejszy...(







Posted by Picasa

niedziela, 18 września 2011

Łyk Niemiec

Mój najstarszy wnuk i najmłopdsza wnuczka - radość życia!

Podziwiam szyszeczki ustawione na sztorc!

U góry - "z tyłu".
Na dole - od frontu.


==========================================

Na Morzu Północnym jest maleńka niemiecka wyspa Helgoland, raptem 1 km 2 powierzchni.
Płynie się tam przez ok. 2,5 godz.
Wiele osób dopada choroba morska i pięknie kłaniają się Neptunowi...


Płynie się tam po to, by obejrzeć klif nazwany Wysioką Anną.


A na klifie mnóstwo ptaków.


Z bliska podobno całkiem "kurnikowy" zapaszek.



Mewy widać po powiększeniu zdjęcia.



Wytresowana - pozowała, jak zawodowa modelka!


Polecam powiększenie zdjęcia.


 Droga powrotna z Wysokiej Anny.
Jeszcze zakupy, bo tam jedyna strefa wolnocłowa...


...i już wysepka ledwie widoczna. Morze Północne akurat było spokojne .
Tylko skąd ten dymek?

Kilwater taki równiutki. Pożegnanie... z wyspą Helgoland. 
Posted by Picasa

poniedziałek, 12 września 2011

O niczym - taka bajka...:(

   Coraz mniej mnie na tym blogu. Można powiedzieć, że w czasie wolnym - po tym trzecim czarnym swetrze - to się teraz lenię.Nie mam "pomysła", co by tu dalej. A może mi się zwyczajnie nie chce? A tak dużo włoczki czeka... Najbardziej, to mi ta z kołnierzykiem jak "U Antoniny", namyślam się...
   Zainteresowanych informuję, że wyszły z pod mojej ręki trzy opowiadani. 
Są pod powyższym adresem. Najbardziej cieszy mnie czteroodcinkowa "Nineczka", ale co ja tam wiem... 
   Jest tez trochę wierszy Bronka zObidzy Kozieńskiego (trzy ostatnie posty) i mam nadzieję, że będzie jeszcze jeden pisany gwarą góralską - tylko najpierw muszę te wiersze zdobyć, co wcale aż takie łatwe nie jest. 
    Prócz tego zajmuję się zwykłymi babskimi sprawami (np. dżem z brzoskwiń).
  


    Dziś tylko mizernych kilka zdjęć z Niemiec. Z jakiegoś powodu nie umiem przenieść zdjęć do usługi Pikasa  i nie pokazuję Wam tego, co był chciała...



I wsiekam się też. Pomysł wprawdzie się zalągł w głowie, ale nie chce się skrystalizować, zatem czekam cokolwiek bezradna, bo ani go kijkiem, ani go marchewką, może flaszką??? Zawsze to też jakiś pomysł.