Może jeszcze odrobina ciepłych wspomnień o minionych dniach.
Może jeszcze jakieś nostalgiczne spojrzenie wstecz
Jakiś letni drobiazg, pamiątkowa rzecz,
Jakiś zapomniany uśmiech albo śpiew
I już nic więcej,
Już puste ręce...
Może nie takie do końca puste...Mam przecież druty - ciągle rozgrzane do białości. Ale nie bardzo mi się chce uśmiechać. Pewnie to brak słońca. Stivi ma następny sweter, trzeci. Ale skoro pierwszy jest kompletnie zniszczony... No cóż? Mąż poszedł sam do sklepu i przyniósł następną czarną włóczkę na sweter dla niego. Dalej jest to KOTEK.I już zaczęłam następny czarny - teraz ze ściągaczem na dole - zgodnie z życzeniem syna. Zdjęcia tego skończonego będą w późniejszym terminie:)
Skoro mowa o czarnym Kotku włóczce, to może jeszcze rzut oka na czarnego kota z Islandii.
A co On z tymi swetrami wyprawia??? Ja mam swetry po kilkanaście lat i nic się im nie dzieje, no chyba że wyrosnę w poprzek:)))
OdpowiedzUsuńUśmiechaj się , uśmiechaj, bo masz taki miły uśmiech.
Miłego, ;)
Właśnie uśmiechnij się, to nic, że nie ma słońca na niebie (chociaż dzisiaj u mnie jest) masz słońce w sercu i piękny uśmiech na twarzy:))) Czarna włóczka to najgorsze co może się przytrafić:)szczególnie jeszcze jak jest jakiś wzorek... Pozdrawiam Cię cieplutko!!!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze...co tam z nogą synka? Lepiej? Oby!!!
OdpowiedzUsuńAnabell
OdpowiedzUsuńMój mąż też ma swetry na lata. A syn zamkiem od kurtki poszarpał cały przód.Powinnam przenicować sweter. Ale prucie czarnych szwów z moimi oczami - koszmar. Wolę zrobić nowy, a ten niech dobije w robocie.
Na uśmiech trzeba deczko poczekać.Chyba mnie te rozstania tak zasmęciły na amen. No i totalny brak słońca.
Guga
OdpowiedzUsuńZ nogą syna zdecydowanie lepiej. Otarcie paliczka czy coś takiego. Chodzi po domu nawet bez skarpety, bo boli. Ale opuchlizna już mniejsza.
Robię z tej czarnej włóczki, bo jesienią pewnie nie dam rady. Po za tym nie mam śladu zamówień, nawet od sióstr. Coś wymyślę. Nie będę siedzieć z pustymi łapkami, o, na pewno nie!
No to ostatnie zdanie w odpowiedzi dla Gugi już mi Ciebie przypomina:))))
OdpowiedzUsuńKot fajny ma białe skarpetki:)))
A i przepraszam że nie odpisywałam nic w sprawie kul, ale nie ma wyjścia jak tylko pożyczyć lub kupić.Wiem bo były mi potrzebne przez prawie pół roku.Miałam pożyczone.Więc co to za rada?
OdpowiedzUsuńmiły kotek,ten żywy,a włóczka kotek też fajna
OdpowiedzUsuńJuta
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny!
Młodemu idzie na lepsze, posiłkował się moją laską. Jeszcze z tydzień i będzie wychodzi. Ponieważ nie może grać w piłkę - ogląda mecze lub gra na komp. w takie "kopane" gry. Normalnie jest bramkarzem u ministrantów - a tu taka klapa! Wszystko się stało podczas meczu. Już widać, że będzie dobrze.
Dorkamik rus
OdpowiedzUsuńKot całkiem obcy i fotka przypadkowa. Cóż to szkodzi? I tak jest ładny.
Pozdrawiam!
Ela uśmiechaj się mimo przeciwności losu. U mnie nawet dziś słoneczko świeci. Kotek śliczny.Powodzenia w robieniu nowego swetra dla syna-pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpodziwiam za wytrwałość w tej czerni, podziwiam.
OdpowiedzUsuńTeż podziwiam te czernie, ja nie lubię i muszę mieć wyjątkowe natchnienie, żeby z czarnej włóczki coś zrobić. Synowi szybkiego powrotu do zdrowia życzę,siedzenie w domu w czasie wakacji to masakra - wiem, bo przerabiałam. Buziaki dla Ciebie i serdeczności dla rodzinki.
OdpowiedzUsuńPS. Kot islandzki fajny, wczoraj "spotkałam się" z podobnym jadąc samochodem...łapki mi się po tym jeszcze długo trzęsły...
Rozumiem że Czujesz jak Cię z Gugą ciągniemy za uszy z "doła"?:))))Każda za jedno ucho.
OdpowiedzUsuńŻyczę słonka i uśmiechu:)))
Ewuniu
OdpowiedzUsuńMoże przez to czarne tak mi naszło!Nienawidzę takiego smęcenia, ale mnie trzyma i trzyma! Sweter "grzeję" na najwyższym biegu - chociaż nigdzie mi się aż tak bardzo nie spieszy i nie to, żeby Stivi już tak kompletnie nie miał co na grzbiet nałożyć...:)))
Joluś
OdpowiedzUsuń- obiecuję - na długi (mam nadzieję) czas to będzie ostatni czarny!
Dzięki, że tu byłaś!
Kasiuniu
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że było ostro po hamulcach?Wow!Szkoda i ciebie i zwierzaczka...:)
Och! To my się z niezadowolonym synem męczymy rozpuszczając go niemożebnie.Szkoda gadać!
Jutko Kochana
OdpowiedzUsuńCzuję, oj, czuję. Uszy bolą bo waga raczej ciężka - tego cholerstwa co mnie dopadło.
Jako ciekawostkę to napiszę:
Biorę leki antydepresyjne i w dzień się trzymam, jest prawie dobrze. A w nocy - niekontrolowana fontanna i to w głos - z nieznanych powodów. Sny prawie jako scenariusze do filmów co to ich nazwy nawet napisać nie potrafię. Okropność!
Im częściej zaglądam na takie blogi, jak Twój, tym chętniej przypominam sobie o takich przyjemnych zajęciach jak szydełkowanie i roboty na drugach.
OdpowiedzUsuńJak już wykończę część techniczną remontu, może znajdę znów przyjemność w robótkach :)
Pozdrawiam, wiedzę, że dusza Twa coraz bardziej poetyczna się robi :)
Kotek przecudny - uwielbiam koty a ten ze zdjęcia wcale nie taki czarny-ma przecież białe skarpetki-może przez Ciebie wydziergane :)
OdpowiedzUsuńps. dziękuję za wizytę
Iw
OdpowiedzUsuńRemonty mają to do siebie, że się jednak kiedyś kończą - a potem jest tak PIĘKNIE !
Spieszę się z tymi czarnościami, żeby nie zostać z nimi na ciemną jesień.
MOje Brzydactwa
OdpowiedzUsuńNazwę to żeś sobie wymyśliła ...okropną!
Mam nadzieję, że w którymś momencie dojrzejesz do zmiany:)))
Dziękuję za sympatyczne komentarze!
Szybkiego powrotu do zdrowia dla syna, a Ty Elu kończ te czarne swetry i następny jakiś żółty jak słoneczko udziergaj, to Ci się humor poprawi :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńZula
OdpowiedzUsuńKochanieńka - chyba rozgryzłam co jest grane - jak się katuję brakiem cukru, słodkości, ciasta itp - od razu mam totalnego doła.
Wystarczy kostka czekolady...
Buziaczki!
Kot jakiś lekko skołowany ;) Ale spore bydle.Brak słońca- brak serotoniny -trzeba się na siłę uśmiechać i mózg sobie przypomni o radości :)
OdpowiedzUsuńMalaala
OdpowiedzUsuńDzięki. Zapamiętałam. I uśmiecham się do Ciebie bez wysiłku!