Są jeszcze bez usztywnienia, ale skoro weszło mi w nawyk chwalenie się , a może nawet nie tyle "się" co pracy innych - zatem pokazuję ostatnie podarunki od mojej Siostry Joli.
Powiedzcie same - zupełnie bez sensu jest, bym i ja sięgała po szydełko, skoro już jedna w rodzinie robi takie świetne rzeczy. Zostanę sobie przy drutach..
Mam też do pokazania swoje rzeczy,ale ciągle nie ma jak.
Porobiłam świetne golfy-szyjogrzeje, a mój syn nie chce robić za modelkę. Tymczasem golfy ładniej prezentują się na osobie, niż gdy tak leżą beznadziejnie puste.I jak na złość nie trafia się gość chętny do pozowania przed aparatem.Przy tych psikusach zimowych boję się wychodzić z domu do właściwej osoby do zdjęcia.
Nawet mój lekarz uznał to dla mnie za niebezpieczne i laboratorium przysłał mi do domu (pierwszy raz w życiu!).Oczywiście przesadzam.Była pielęgniarka pobrać mi krew.
Siedzę więc sobie deczko zła.Nie mogę wyjść z domu na włóczkowe zakupy. Nie umiem kupić przez Internet.Pierwsze -jedyne-i-ostatnie takie zakupy załatwiał mi mój syn, który jest teraz tirem gdzieś w Skandynawii, ojciec nie - ale matka trochę od zmysłów odchodzi... Jeszcze nie przywykłam...
Takie to właśnie rzeczy dzieją się u mnie.
Mało tego.Jakaś ze mnie jednak jest optymistka, skoro, z nudów chyba,właśnie wykończam drutowaną torebeczkę na lato - DLA SIEBIE.
Kiedy ja to wszystko Wam pokażę?
Powiedzcie same - zupełnie bez sensu jest, bym i ja sięgała po szydełko, skoro już jedna w rodzinie robi takie świetne rzeczy. Zostanę sobie przy drutach..
Mam też do pokazania swoje rzeczy,ale ciągle nie ma jak.
Porobiłam świetne golfy-szyjogrzeje, a mój syn nie chce robić za modelkę. Tymczasem golfy ładniej prezentują się na osobie, niż gdy tak leżą beznadziejnie puste.I jak na złość nie trafia się gość chętny do pozowania przed aparatem.Przy tych psikusach zimowych boję się wychodzić z domu do właściwej osoby do zdjęcia.
Nawet mój lekarz uznał to dla mnie za niebezpieczne i laboratorium przysłał mi do domu (pierwszy raz w życiu!).Oczywiście przesadzam.Była pielęgniarka pobrać mi krew.
Siedzę więc sobie deczko zła.Nie mogę wyjść z domu na włóczkowe zakupy. Nie umiem kupić przez Internet.Pierwsze -jedyne-i-ostatnie takie zakupy załatwiał mi mój syn, który jest teraz tirem gdzieś w Skandynawii, ojciec nie - ale matka trochę od zmysłów odchodzi... Jeszcze nie przywykłam...
Takie to właśnie rzeczy dzieją się u mnie.
Mało tego.Jakaś ze mnie jednak jest optymistka, skoro, z nudów chyba,właśnie wykończam drutowaną torebeczkę na lato - DLA SIEBIE.
Kiedy ja to wszystko Wam pokażę?
Pokazuj jak najszybciej, przyjemnie się ogląda Twoje dzieła;-)
OdpowiedzUsuńSerwetki prześliczne.
Elu, dasz radę! Skoro tak blogowanie opanowałaś to i zakupy nie będą straszne. W razie potrzeby pisz - wszyscy pomogą. Jola faktycznie cudne rzeczy robi. Dobrze mieć siostrę!
OdpowiedzUsuńKochana u Ciebie same prezenty!!! Ale masz fajnie! A do zakupow internetowych moze sie przekonasz? Tak sobie swietnie radzisz w kazdej innej dziedzinie internetowej.
OdpowiedzUsuńMoje Super Trzy Babeczki
OdpowiedzUsuńNa razie walczę z Facebookiem.Już mnie tyłek boli od siedzenia na twardym komputerowym foteliku.A to dziadostwo jest nadal przede mną zakryte.
Koledzy syna tez nie są mi w stanie pomóc.A - jeśli dobrze zrozumiałam - w piątek znów druciarki-dziewiarki mają spotkanie.Chcę tam być!
Pewnie szybciej bym komputer rozebrała na części...
Idę znów łyknąć garść piguł....(
Byłaś grzeczna i śliczne prezenty od Mikołaja:)
OdpowiedzUsuńŚliczne serwetki, fajnie masz z siostrą :)
OdpowiedzUsuńDo zakupów przez net też długo się nie mogłam przekonać, teraz już pierwsze koty za płoty mam za sobą :)
Pozdrawiam
Jakie śliczne. Zdolną masz siostrę.
OdpowiedzUsuńUtalentowaną masz siostrę. Śliczności zrobiła. ;-)) ja też mam zaległości w pokazywaniu swoich prac, więc się nie przejmuj ;-))
OdpowiedzUsuńOgrodniczko, Zulu,Ewusiu,Oazo
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu siostry.Ta pierwsza serwetka ma ok.70 cm w "przekroju", a gwiazdka ok.30 cm.Więc nie są to żadne maleństwa!
Z tą grzecznością to różnie u mnie bywało...
Włóczkę to ja muszę pomiziać, dotknąć.A jak to zrobić przez Internet?Ale jutro chyba się wybiorę do prawdziwego sklepu,taką mam nadzieję.Wczoraj był u mnie w domu lekarz.Dziś o świcie pielęgniarka. Ale je nie chcę by do mnie przychodzili! To ja chcę iść do nich! No, a jak będę u lekarza, to i do moich niteczek też wpadnę!
Ale utalentowane rodzeństwo,brawo,ze tak kochacie rękodzieło.Elu,nie przejmuj sie niczym,rób to co lubisz,a zdrówko unormuje sie samo...mnie jakos udaje sie z tym powiedzeniem. Czekam na fotki Twoich wyrobów na drutach,bo są super,ja chyba juz nie załapię takich zdolności.Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńSerwetki siostry Joli są urzekające - podobają mi się bardzo. Opuściłam najpierw pierwszy post, by o nich poczytać. Faktycznie rodzinka utalentowana: jedna siostra robi piekności na drutach, druga szydełkowe. A talenty kolejnych - jakie?
OdpowiedzUsuńEluniu
OdpowiedzUsuńGdybym była ślepa bodaj na jedno oko i gdybym nie była na Twoim blogu, to...Ale byłam i widziałam.Wiele już razy byłam i widziałam!!!Robisz bardzo ładne rzeczy.Więcej wiary!
Tosiu - Antonino
Jola, gdy ma zamówienie, wstaje przed świtem i dłubie, aż palce już nie wytrzymują. Wtedy "przesiada się" na igłę i haftuje.Gdy ma robotę to nie może spać.A jak roboty nie ma - to i tak ją znajdzie.Trochę szyje.
Natomiast Hania jest malarką.Ma za sobą wiele wystaw.Na niektórych zdjęciach widać jej obrazy na moich ścianach.Albo na jej ścianach - gdy pokazywała jasną mantylkę.Ona też z rannych ptaszków.
Jeszcze jest brat.Ostatnio bawił się w kronikarza - chyba...